Wczoraj byłam na Gdańskich Targach Książki. Nacieszyłam oczy i parę tytułów do domu przygarnęłam. W jednym miejscu spotkało się tylu miłośników literatury, a wszyscy nadawali na tych samych falach. Mimo różnych gustów, odmiennych oczekiwań odnajdywaliśmy wspólny język. Miło brzmiący. Cicho szeleszczący. To był dobry dzień.
A dzisiaj? Jest Światowy Dzień Książki dla Dzieci. Jako oddany i wierny miłośnik Muminków, mogę śmiało powiedzieć, że książki dla dzieci są cudowne. Są mostem łączącym rodziców z dziećmi, bo przecież, to rodzice czytają swoim jeszcze nie znającym liter dzieciom przygody małych bohaterów. To dzięki książkom, tworzą się bliskie relacje. Stają się dobrym sposobem na wspólną rozmowę, na wspólnie spędzony czas. Na naukę, na dyskusję, za zabawę. Książki dla dzieci są niedocenionymi terapeutami całych rodzin. Wyciszają i często do snu utulają. Niektóre rosną razem z dziećmi. Czas jednych mija, drugich nadchodzi.
Książki dla dzieci nie mogłyby jednak istnieć bez ilustracji. W nich tekst z obrazem idzie razem pod rękę. Jedno drugie wspiera. Czasami ilustracja prowadzi w tej wędrówce. Pochylając się nad książką, to my czytamy na ogół tekst, a dziecko „czyta” ilustracje. To trochę tak jak gra na pianinie na cztery ręce. I tak jak mamy swoich ulubionych autorów, mamy też cenionych ilustratorów.
Chciałabym z okazji święta „małej” książki przedstawić Wam dwie, które idealnie nadają się do wspólnego czytania. Szczególnie, jeżeli chcemy poćwiczyć wymowę naszych pociech. Książki te, to nie tylko historyjki o Zuzi i Franku, ale łamańce językowe, wyrazy, które niejednemu, nawet dorosłemu czytelnikowi potrafią poplątać język. Dodatkowo na niektórych ilustracjach ukryto ich jeszcze więcej, przez co ćwiczy zdolność do spostrzegania i porównywania tekstu z ilustracjami. To książeczki, które logopeda naszych dzieci poleciłby jako lekturę w domu. Nie ukrywam, że w tych pozycjach ilustracje są mi bardzo bliskie. Zresztą zobaczcie sami.
Pozdrawiam rysunkowo
Frau Buda