Kiedyś będąc w pewnym sklepie zobaczyłam oczy nakładane na palec. Najpierw zastanawiałam się, po co komu zestaw czterech par oczu. Wyglądały kolorowo, nęcąco, ale, żeby to jakiś hit był? Wątpiłam w to, ale że nie były drogie (całe 6 złotych za 4 sztuki). Pomyślałam, że może przydadzą się do dialogów, ot tak, żeby dzieci sobie zakładały na palce i ćwiczyły mówienie. Zaniosłam je do szkoły i rzeczywiście okazały się hitem, każdy chciał takie mieć, każdy chciał za pomocą magicznych oczu, komuś coś w oczy powiedzieć. Nie mogłam tego zrozumieć, co jest fenomenem tych kolorowych zabawek. Ale działało! I to jak! Po pracy pobiegłam i kupiłam jeszcze 4 komplety, żeby każdy miał. Nosze je w pudełku i jak potrzeba to wyjmuje, dzieci się zawsze cieszą i o dziwo, częściej i chętniej ćwiczą dialogi w języku obcym, a nie, jakby to delikatnie ująć, oszukują, jak nie słyszę.
Oczy stosuję już prawie od roku i lubią je szczególnie dzieci młodsze. Aczkolwiek starsze też nimi nie pogardzą.
Moja koleżanka z pracy Magda – nauczycielka j. angielskiego, nie to, że nie chciała inwestować w komplet oczu (wiem, bo ostatnio sobie kupiła), ale przede wszystkim chciała być oryginalna, dlatego przyniosła na lekcje patyczki, takie trochę większe niż od lodów i naklejane oczy. (Patyczki identyczne jak z metodników.) Dzieci same robiły swoje patyczko–ludki. Efekt ten sam, a bardziej ekonomiczny. Trzyma je w kubku w klasie i wygląda to cudownie.